wtorek, 18 sierpnia 2015

8 - Can you show me how we can escape?

Od momentu kiedy wyszłaś z łazienki i położyłaś się na łóżku, nic nie pamiętasz. Chyba zasnęłaś. Czyli znaczyłoby to, że przespałaś około 18 godzin?
Usiadłaś. Czułaś jak głowa ci pulsuje, ale musiałaś się zmusić, żeby iść do szkoły. Wzięłaś do ręki swój telefon. Dokładnie 6:00. Postanowiłaś przeglądnąć instagram, ale z każdym momentem zaczęłaś żałowałać tej decyzji. Ktoś dodał zdjęcie, gdzie w tle wyłapałaś siebie i Daniela przytulających się i bujających w rytm muzyki wśród innych par.
Na myśl o chłopaku zrobiło ci się niedobrze. Nawet nie zadzwonił...
Odłożyłaś telefon. Wolałaś nie sprawdzać innych portali społecznościowych. Uznałaś, że tak będzie lepiej dla twojego zdrowia psychicznego.
Wstałaś, ubrałaś się i w miarę ogarnęłaś włosy i twarz. Nawet w swojej ulubionej bluzie dresowej i legginsach wyglądałaś okropnie.
- Pieprzyć to - powiedziałaś pod nosem próbując zrobić kreskę eyelinerem na powiece.
Wzięłaś plecak i poszłaś na przystanek. Nawet nie zjadłaś śniadania. Konfrontacja z rodzicami to ostatnie, czego w tym momencie chciałaś.
W drodze na przystanek, tak jak w autobusie i w szkole, ciągle miałaś wrażenie, że widzisz Daniela, jednak po kilku sekundach przyglądania się, okazywało się, że to kolejny obcy blondyn.
Byłaś ciekawa co u niego słychać. Czy jemu też ojciec zrobił kazanie, na temat tego, że ma się z tobą nie spotykać. Chciałaś zadzwonić, nawet kilka razy już miałaś wybrany numer, ale poddawałaś się słysząc w swojej głowie słowa jego ojca, którzy szczerze mówiąc przyprawiał cię o mdłości.
Miałaś wrażenie, że szkoła to jedyne miejsce, gdzie będziesz w stanie się od wszystkiego odciąć, wyłączyć dopóki nie spotkałaś jej. Maren.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. Stałaś obok swojej szafki a ona podeszła i stanęła po twojej lewej stronie. Zignorowałaś ją i dalej zajmowałaś się szukaniem książki do biologii.
- Wiem, że widziałaś to, co widziałaś, ale to naprawdę nie było tak jak myślisz - tłumaczyła się a ty nawet na nią nie popatrzyłaś - Nawet nie spaliśmy z Bjoernem w jednym łóżku. Po prostu mój brat...
- Przestań, bo zaraz się wkurzę i zacznę ci wszystko wygarniać w twarz przy całej szkole, a tego chyba nie chcesz - przerwałaś jej, a słowa dosłownie wypluwałaś z prędkością światła. Zamknęłaś z trzaskiem szafkę i odeszłaś.
- Zmieniłaś się przez ten weekend - rzuciła za twoimi plecami.
Odwróciłaś się.
- To nie ja przespałam się z chłopakiem przyjaciółki - powiedziałaś powodując spojrzenia osób trzecich znajdujących się na korytarzu.
Odeszłaś zanim Maren popłakałaby się na twoich oczach. Miałaś dosyć jej dwulicowości i tego, jaką osobą stała się po jej urodzinach. Nie miałaś ochoty utrzymywać z nią kontaktu a tym bardziej przyjaźnić się z nią. Nie po tym co zrobiła.

8 godzin przeleciało bardzo szybko. Nie usiadłaś z Maren w ławce, tak jak zwykle. Wybrałaś samotną, ostatnią pod oknem. Było ci się o wiele lepiej skupić bez niej.
Najbardziej przerażał cię fakt, że nie czułaś poczucia winy. Poniżyłaś ją na oczach osób z liceum a pomimo to byłaś z siebie dumna.
Wychodząc ze szkoły, zauważyłaś obściskującą się parę na schodach. Nie chciałaś się im przyglądać, lecz mimowolnie na nich patrzyłaś. Serce zaczęło ci bić coraz mocniej i zaczynałaś drżeć.
- To nie może dziać się naprawdę - powiedziałaś jakby do siebie, lecz widocznie obściskująca para to usłyszała, bo przerwała czynność i popatrzyła się w twoją stronę. Maren i Bjoern. Bjoern i Maren. Gorzej być nie może.
Uciekłaś zanim ktokolwiek z nich zdążył zacząć się tłumaczyć. Nie chciałaś już słuchać bezsensownych kłamstw, wymyślonych na poczekaniu.
Szłaś przed siebie wzdłuż parkingu przed szkołą. Mijałaś kolejne samochody kiedy usłyszałaś znajomy głos, który wypowiadał twoje imię. Popatrzyłaś się w tamtą stronę i tym razem nie wydawało ci się - widziałaś Daniela w czystej, swojej postaci. Szedł ku tobie z zaniepokojeniem na twarzy.
- Coś się stało? - zapytał kiedy był już całkiem blisko. Nawet nie zorientowałaś się kiedy po twoich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie, nic - odparłaś a z powiek zaczęły się wylewać jeszcze większe strużki płynu.
- Chodź tutaj - powiedział i zamknął cię w swoich objęciach. Zacisnęłaś powieki a na swoich ustach poczułaś słony smak kolejnych łez.
Poczułaś przyjemne ciepło i mimowolne łaskotanie w brzuchu. Chciałaś już nigdy nie opuszczać tej "bezpiecznej strefy" jaką zapewniał ci chłopak.
Położył dłoń na twoich plecach i głaskał cię kojąco. Powoli się uspokajałaś, łzy przestały lecieć z twoich oczu. Zaraz, zaraz, skąd on wiedział gdzie chodzisz do szkoły?
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytałaś odrywając głowę od jego piersi. Uśmiechnął się.
- Mam swoje znajomości. Wejdźmy do samochodu - zaproponował.
Niechętnie rozluźniłaś mięśnie wyswabadzając się z jego uścisku. Otworzyłaś drzwi i wsiadłaś do samochodu. Tak samo uczynił Norweg.
Przez chwilę siedzieliście w dosyć niezręcznej ciszy. Żadne z was nie wiedziało od czego zacząć. Chłopak miał poczucie winy, że dopuścił do tego, że spróbowałaś narkotyków. Ty z kolei źle się czułaś z tym, że Daniel obwinia siebie o ostatnią noc.
- Przepraszam - powiedział w końcu, lecz nie miał na tyle odwagi, aby podnieść wzrok ze swoich dłoni.
- Daniel, nie masz za co przepraszać - machinalnie odparłaś.
- Czy ty sobie żartujesz? - zapytał, tym razem patrząc się na ciebie - Czy ty w ogóle wiesz do czego cię zmusiłem?
- Nie zmusiłeś - powiedziałaś cicho.
- Zmusiłem i doskonale o tym wiem. Od tego się zaczyna. Wierz mi, wiem z doświadczenia - przeniósł wzrok na widok przed sobą.
- Słucham? Czy to znaczy, że jesteś narkomanem? - wypaliłaś. Czułaś jak twoje tętno gwałtownie wzrasta a wrażenie bezpieczeństwa ucieka.
- Nie - powiedział od razu - To znaczy... Pracuję nad tym. Jestem młody, do cholery! - krzyknął uderzając dłońmi o kierownicę.
Dotknęłaś końcami palców jego ramienia. Chciałaś, aby popatrzył ci w oczy. Chciałaś zobaczyć w nich szczerość i skruchę. Chciałaś, aby żałował wszystkich wlanych w siebie procentów alkoholowych, wypalonych papierosów i wciągniętej kokainy.
Kiedy wreszcie spojrzał na ciebie, w jego tęczówkach nie zobaczyłaś żadnej z emocji, których się spodziewałaś. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, zapadnięte, otoczone siwą barwą. Były przepełnione bólem i cierpieniem.



_______________________________________

Cześć! Jak obiecałam, tak jestem! Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnimi rozdziałami, jesteście cudowne! ♥
Pozdrawiam i do następnego! :*

piątek, 14 sierpnia 2015

7 - You torch me up like electricity, jumpstart my heart with your love

Wróciłaś do domu. Zdałaś sobie sprawę, że wciągu zaledwie jednego weekendu zdążyłaś przeżyć swój pierwszy pocałunek, być na dwóch imprezach, stracić przyjaciółkę i spróbować kokainy. Lata młodości chyba nie powinny tak wyglądać.
Tak jak obiecał, do domu odwiózł cię tata Daniela. Przez całą drogę nie odezwaliście się do siebie słowem, a kiedy wreszcie zaparkował pod twoim domem, opóźniałaś jak tylko mogłaś konfrontację z rodzicami. Co prawda, pan Tande obiecał cię bronić, ale nie mogłaś się spodziewać niczego dobrego po tym człowieku.
Co mu w tobie przeszkadzało? Nie byłaś wystarczająco ładna? Może po prostu nie odpowiadało mu to, że nie byłaś wystarczająco bogata jak na dziewczynę sportowca?
Z każdym pytaniem rodzącym się w twojej głowie, samoocena, którą i tak już miałaś zaniżoną, spadała. Nagle, w jednym momencie jakby ktoś ściągnął ci z nosa różowe okulary i założył te ciemne, ponure, przez które patrzenie sprawiało ból.
Stanęliście przed drzwiami twojego domu a pan Tande nacisnął przycisk dzwonka. W mgnieniu oka przed wami ukazały się postacie twoich rodziców.
- Witaj, Lars - przywitał się mój towarzysz - Przywiozłem Evelyn, bo zasnęła u mnie oglądając film z moją córką - skłamał, ale dlaczego? I czy on w ogóle miał córkę?
Starałaś się nie dać po sobie poznać, że każde słowo, które wypowiedział mężczyzna jest kłamstwem. Głowę miałaś spuszczoną w dół, aby nie patrzyć na rodziców. Było ci wstyd, że w ogóle doszło do takiej żenującej sytuacji. W oczach miałaś łzy i za nic w świecie nie chciałaś, aby spłynęły po policzkach.
Rodzice przyglądali ci się badawczo aż w końcu twój tata powiedział:
- Dziękuję, Markus - wpuścił cię do domu a następnie zamknął za tobą drzwi.
Zaczęłaś się rozbierać a oni czekali aż skończysz. Mama miała zatroskaną minę i stała za tatą, który skrzyżował ręce na piersiach.
- Co ty sobie wyobrażasz? - zaczął nie dając ci dokończyć ściągania butów.
Popatrzyłaś na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- Mogliście mi nie zabierać telefonu - powiedziałaś ledwo dosłyszalnym głosem.
Prychnął rozkładając ręce.
- Chyba nie jesteś jedyną osobą posiadającą telefon na tym świecie - odparł ironicznie.
Czułaś jak policzki przybierają kolor purpury a łzy przedostają się na zewnątrz.
Nawet ich nie wytarłaś. Wiedziałaś, że ojciec ma rację.
- Przepraszam - wyszeptałaś.
- Słuchaj, smarkulo. Masz wszystko, niczego ci nie zabraniamy, dostajesz co chcesz, płacimy ci dosłownie za każdą rzecz, więc w zamian wymagamy tego, żebyś oszczędzała nasze nerwy i informowała nas co się z tobą dzieje, do cholery - podniósł głos, szczególnie akcentując ostatnie wyrazy.
- Lars - zagadnęła mama.
- Nie przerywaj mi - rzucił - Teraz dostajesz z powrotem swój telefon, idziesz na górę do pokoju i grzecznie przygotowujesz się na jutrzejszy dzień w szkole, zrozumiano? 
Pociągnęłaś nosem. Byłaś cała zapłakana i nie miałaś odwagi nawet spojrzeć na swojego rodziciela. Nigdy wcześniej nie widziałaś go tak zdenerwowanego, a zwłaszcza w stosunku do ciebie. Każde jego słowo potęgowało twoją histerię i powodowało spazmy wywołane płaczem. Było ci tak cholernie wstyd, że miałaś ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy z niej nie wychodzić na powierzchnię.
Odzyskałaś telefon i potulnie spełniłaś żądania ojca. Poszłaś na piętro do swojego pokoju a następnie wzięłaś odświeżający prysznic. Chciałaś jak najszybciej zapomnieć o tym dniu.

***

Przyszedłeś wyczerpany po treningu do domu. Kac morderca nie zna serca, jak to mówią. Ledwo trafiłeś kluczem do dziurki, aby otworzyć drzwi. Ojciec kazał ci wrócić autobusem, bo w takim stanie nie było mowy o samochodzie.
Na treningu też nie było kolorowo. Oddałeś najgorsze skoki z całej drużyny. Nawet młodziutki Joachim Bjoereng z kadry juniorów był lepszy. Nie widziałeś swojego miejsca w składzie na następny konkurs Pucharu Świata, a już tym bardziej na Mistrzostwa Świata w Falun.
Kiedy wreszcie dostałeś się do mieszkania, zauważyłeś, że w salonie na kanapie siedzi twój ojciec. Czytał gazetę, ale kiedy cię zobaczył, przerwał czynność i gapił się w twoją mierną, lekko przechyloną sylwetkę.
- Popatrz na siebie - zaczął - Jesteś zadowolony ze stanu, do którego się doprowadziłeś?
- Jeden raz nikomu jeszcze nie zaszkodził - broniłeś się, jednak w głębi duszy przyznałeś mu rację. Czułeś się jak ostatni śmieć. Nie dość, że fizycznie byłeś wyczerpany, to psychicznie nie mogłeś się pogodzić ze swoimi okropnymi skokami.
Mężczyzna wstał i stanął naprzeciwko ciebie. Był ubrany tak jak zwykle, koszula, spodnie od garnituru, drogie eleganckie buty. Całkowite przeciwieństwo ciebie: ubranego w sprane dżinsy i biały t-shirt pod czerwoną koszulą w kratkę, która niewiadomym sposobem znalazła się pod ręką rano.
- Chcesz pojechać na Mistrzostwa Świata? - zapytał a ty przeczesałeś palcami swoje blond włosy. Odpowiedź była oczywista - Może inaczej. Chcesz w ogóle zostać profesjonalnym sportowcem?
- Jestem profesjo...
- Popatrz na siebie w lustrze i powtórz to jeszcze raz - uniósł się rzucając gazetą o podłogę.
Wzdychnąłeś ciężko i popatrzyłeś na miejsce gdzie upadła gazeta. Była to ta sama gazeta, którą zawsze czytał zanim miał zrobić ci awanturę. Akurat była otwarta na stronie z twoim zdjęciem, 6 lat temu, kiedy jako 15-latek wygrywałeś Mistrzostwa Świata Juniorów.
- Tato... - zacząłeś, ale ten znów nie dał ci dokończyć.
- Masz wszystko do cholery. Możesz być najlepszym norweskim skoczkiem od wieków. Nawet Romoeren czy Jackobsen mogliby zazdrościć ci takich sukcesów, jakie ty osiągałeś mając zaledwie 16 lat. A ty co? Szlajasz się po cudzych domach, pijesz, ćpasz, nie wiadomo co robisz a potem przyprowadzasz jakieś smarkule do mojego domu! Dosyć tego! - energicznie gestykulował, co było normalne kiedy się złościł.
Ostatnia kwestia sprawiła, że poczułeś ukłucie w klatce piersiowej. Evelyn. Zupełnie o niej zapomniałeś a przecież to ty namówiłeś ją, aby spróbowała kokainy. Ta myśl sprawiła, że poczułeś się jeszcze gorzej.
Miałeś ochotę sam uderzyć się w twarz. Zasługiwałeś na to i tylko czekałeś aż twój ojciec to zrobi. Do tego jednak nie doszło.
- Wiem, że jest ci ciężko uporać się z tym wszystkim, ale spróbuj. Dla mamy - powiedział nieco łagodniejszym głosem.
- Mamy już tutaj nie ma - odparłeś zatrzymując łzy w oczach. Widziałeś jak zabolały go twoje słowa. Udawał twardziela, ale w głębi serca też nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. W jego oczach tańczyły iskierki gniewu pomieszane z czernią nieogarniętego bólu.
- Albo zaczniesz normalnie żyć i skupisz się TYLKO i wyłącznie na skokach, albo możesz zacząć się pakować i iść na ulicę - powiedział najbardziej stanowczym tonem jaki kiedykolwiek słyszałeś z jego ust.
Ustąpiłeś. Pobiegłeś po schodach do swojego pokoju. Rzuciłeś torbę treningową na ziemię, jakby to ona właśnie upokorzyła cię przed samym sobą.
Usiadłeś na kraju swojego łóżka i opierając łokcie o kolana, schowałeś twarz w dłoniach. Zamknąłeś na chwilę oczy. W twojej głowie pojawił się tylko jeden, niczym niezakłócany obraz. Obraz twarzy Evelyn.




___________________________

Cześć! Miało być wcześniej, nie wyszło, znów przepraszam :(
Niestety, myślałam o zawieszeniu tego bloga, ale po prostu szkoda było mi tej historii. Byłam na LGP i tam zachowanie niektórych dziewczyn względem naszego bohatera mnie załamało. Minęło dwa tygodnie i zdążyłam się już otrząsnąć z tego doświadczenia (osoby z twittera pewnie wiedzą o co chodzi). Nadchodzę z nowym rozdziałem, mam już napisane kilka do przodu, więc myślę, że pojawią się szybciej :)

Pozdrawiam i czekam na opinie!